Rottweiler

Rottweiler

poniedziałek, 11 lipca 2016

Drugie wakacje z Demonem


Czyli szukanie hotelu na ostatnią chwilę 

Jak zwykle zaczęłam szukanie hotelu dosłownie na ostatni moment. Jak zwykle na kilka dni przed planowanym wyjazdem, ale ponieważ prowadzimy bardzo zakręcony tryb życia ciężko jest nam zarezerwować coś z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Zwłaszcza, że cały czas rehabilitujemy operowaną kończynę Demona. Niedawno ustalaliśmy przyczynę spadku wagi i po kilku miesiącach, gdy znowu trafiliśmy do Warszawy udało się nam powrócić do wagi sprzed choroby. Na szczęście nie był to żaden rak, guz czy inne ''dziadostwo'' przyczyna była banalna, ale w Bydgoszczy przez kilka miesięcy lekarze nie mogli niczego ustalić. No, ale wracając do wyjazdu.  Ponieważ nie chciałam wisieć godzinami na infoliniach postanowiłam porozsyłać maile z zapytaniami. Szukałam miejsc przyjaznym zwierzętom w sąsiedztwie psich plaż. Istotne były dla mnie trzy rzeczy : akceptacja zwierząt, internet, parking położony na terenie ośrodka, ponieważ w przeciwieństwie do zeszłorocznego wypadu nie miałam najmniejszego zamiaru spędzać kilku godzin na komisariacie bo ktoś ukradł moje tablice rejestracyjne. 

Powoli przychodziły odpowiedzi od hoteli, niestety większość ośrodków szczycących się akceptacją zwierząt, w prawdzie faktycznie akceptowała zwierzęta, ale tylko te wielkości chomika. Moim zdaniem taka informacja powinna być wyraźnie zasygnalizowana już w samym ogłoszeniu, zaoszczędzi to nie tylko czas, ale i ewentualne nerwy.




W końcu zaczęłam przeglądać oferty nie tylko nad morzem, ale i nad jeziorami. Ktoś polecił mi stronę booking.com na ktorej znalazłam całkiem ciekawą ofertę. Strona wymagała podania nr karty płatniczej w celu weryfikacji. Booking zapewniał, że żadna opłata nie zostanie z karty pobrana. Tak więc podałam nr karty i zabukowałam sobie pokój. Po kilku min dostałam informację, że środki z karty nie zostały pobrane, ponieważ mam ustawiony na niej zbyt niski limit dla transakcji. Strona bez mojej wiedzy i bez mojej zgody chciała pobrać z mojej karty kwotę 388 zł. Limit mam o wiele niższy, ale właśnie na wypadek takich sytuacji. Jeżeli potrzebuję wykonać jakąś operację na wyższą kwotę to po prostu zmieniam limit. Moim zdaniem to co robi booking.com jest zwykłym oszustwem, dlatego zamierzam tą sprawę zgłosić. Rozumiem, że pobiera się kaucję, ponieważ często ludzie rezygnują w ostatnim momencie i uważam, że pobieranie kaucji jest czymś zupełnie normalnym, ale pobieranie po cichu, z konta odkłamując przy okazji właściciela jest czymś co nie powinno mieć w ogóle miejsca. To przestępstwo. Po telefonie do hotelu poprosiłam o podanie numeru konta, żeby przelać kaucję, ale bez udziału strony booking.com, której serdecznie NIE POLECAM. Hotel zarezerwowany można więc było się skupić na przygotowaniach do wyjazdu.

Dzień wyjazdu 

W piątek spakowałam bagaże, Demona i wyruszyliśmy w trasę. Tym razem wybraliśmy Dwór na całkowitym pustkowiu w nadziei, że nie będziemy musieli się przeciskać pomiędzy tłumami ludzi by spokojnie dojść na plażę. W zeszłym roku zabrałam Demona do Władysławowa i choć na plażę mieliśmy 5 min to trasę pokonywaliśmy ponad godzinę, ponieważ co chwila każdy nas zatrzymywał bo dosłownie każdy chciał go pogłaskać. To było bardzo miłe, ale i bardzo męczące. 
Ponieważ zdecydowanie lubię podróżować szybko to pojechałam autostradą, którą szybko dotarliśmy do Gdańska do Bychowa to niemal rzut kamieniem. 


A podobno Corsa D to mały samochód XD 


Podróż z przygodami 

Ponieważ nawigacja kompletnie nie widziała żadnego adresu w Bychowie poza pokierowaniem mnie do owej miejscowości musiałam będąc już niemal na miejscu zapytać się o drogę. Przed jednym z domów na rozpadającym się krzesełku siedział starszy dziadek. Zatrzymałam więc samochód i uprzejmie zapytałam staruszka o drogę. Kazał mi zawrócić i pojechać na wprost brukowaną drogą przez las. Upewniając się, że na pewno chodzi mu o tą konkretną drogę pokazałam na wielką bramę i zapytałam czy na pewno tam. Dziadek odrzekł, że tak i żebym bramę minęła i pojechała prosto tak jak prowadzi droga, a tam dalej jest parking. No to mijam bramę i jadę. Po raz pierwszy zwątpiłam w jego orientację w terenie, gdy znalazłam się przed rozpadającym mostem. Pomyślałam k...... przecież to się zaraz zawali. Pełna obaw przejechałam przez most, który nawet się nie ugiął. Mijam jakieś połączenie dróg gruntowych i znowu zaczynam się zastanawiać czy dziadek na pewno wskazał mi dobry kierunek. Jadę dalej, jakiś kilometr później mijałam kolejne skrzyżowanie. Co całkowicie poddało w wątpliwość wskazany przez dziadka kierunek, bo dworu jak nie było widać tak nie było. Postanowiłam przejechać jeszcze kilometr do dwóch i zawrócić. Możecie wierzyć lub nie, ale droga była tragiczna. Była wąska, grząska cała pokryta świeżym błotem i gliną. Co kawałek leżały wielkie gałęzie, które musiałam usuwać, żeby móc przejechać. Kiedy z nawigacji zniknęły mi jakiekolwiek zabudowania i pokazało się szczere pole postanowiłam zawrócić. Sęk w tym, że nie było, ani jak, ani gdzie. Pozostawała jazda na wstecznym do najbliższego skrzyżowania,żeby tam móc wykonać manewr zawracania. Zadzwoniłam do hotelu zapytać się jak do nich dojechać. Pamiętam, że w między czasie powiedziałam coś w stylu ''ja się tu zaraz zakopię''. Jak się domyślacie tak właśnie było. Ugrzęzłam i nie mogłam wyjechać. Dziewczyna poinformowała mnie, że za 10 min wyjedzie po mnie szef hotelu, żeby pomóc mi wyciągnąć samochód. Podziękowałam, powiedziałam, że czekam i się rozłączyłam. Postanowiłam, że póki nie ma pomocy to postaram się sama wyjechać z błota. Wrzuciłam wsteczny i ruszam, zgasł, wrzucam raz jeszcze i znowu zdechł. Wkurzyłam się nie na żarty i postanowiłam spróbować jeszcze raz, ale tym razem z większym impetem dusząc gaz. Wyjechałam !!! Udało się, ale żeby nie było za pięknie to cała glina pokryła nie tylko szybę, ale i maskę samochodu. Włączyłam wycieraczki i przez 2 km jechałam na wstecznym do skrzyżowania, na którym zawróciłam i już bez większych sensacji dotarłam do hotelu. 


Możecie nie wierzyć, ale dzień wcześniej samochód lśnił czystością 



Mortał z tego taki : Nigdy nie ufaj dziadkom ! A tak na poważnie zaczęliśmy urlop przygodami i tak było właściwie przez cały pobyt. Po wypakowaniu bagaży, zameldowaniu się i dokonaniu opłat postanowiłam zabrać Demona na spacer po okolicy. Zdecydowanie zafascynowała go niewielka rzeka, na którą mógłby się gapić godzinami. 






Awaria samochodu 

Po powrocie ze spaceru zrobiłam coś czego nie robię nigdy. Schyliłam się, żeby obejrzeć czy nie porysowałam samochodu. Okazało się, że spod maski dyndał sobie jakiś przewód. Nie wiedziałam czy jest to poważna awaria czy raczej coś czym nie należy się przejmować, dlatego postanowiłam zapytać szefa hotelu o mechanika. Szef poinformował recepcjonistkę, że mechanik będzie w przeciągu godziny. Postanowiłam zaczekać. 
Po ponad godzinie do pokoju zapukała recepcjonistka prosząc mnie na dół i informując, że szef z mechanikiem czekają już przy moim samochodzie. Pomyślałam ''skąd oni wiedzą,który jest mój?''. No, ale biorąc pod uwagę jego wygląd raczej nie trudno im było się domyślić, który pojazd należny do mnie. Pan mechanik stwierdził, że najprawdopodobniej jest to przewód od klimatyzacji, ale nie wiadomo jak wygląda bo samochód jest niski i żeby cokolwiek zobaczyć musiałby zabrać go na kanał. Zapytał również czy zostaję tu dłużej, trochę przestraszyłam się, że chce go zabrać na kilka dni, ale szybko rozwiał moje wątpliwości mówiąc, że potrwa to maksymalnie trzy godziny. 
Przyniosłam dowód rejestracyjny i ubezpieczenie, dałam kluczyki i oczekiwałam na powrót mechanika. Żeby było śmieszniej wracając do hotelu zauważając strasznie obdrapany zderzak jednego z zaparkowanych samochodów  skwitowałam : ''e mój wcale nie wygląda najgorzej''  na co właściciel odrzekł ''ten akurat jest mojej żony''. Ups .... 





Głód - czyli nie podchodź do mnie no chyba, że chcesz mi dać ciasteczko XD 

Byłam zła, zmęczona i głodna, co jeszcze bardziej potęgowało złość. Bliscy mi ludzie wiedzą, że jak jestem głodna to lepiej do mnie się nawet nie odzywać, bo zjem XD Tak na serio jeżeli czuję głód to ''lepiej do mnie nie podchodź, no chyba, że chcesz mi dać ciasteczko''. Postanowiłam zamówić sobie obiad w restauracji mieszczącej się na dworze. Karta menu jest muszę przyznać bardzo skromna. Wg. restauratorów im karta skromniejsza tym lepiej bo klienci nie grymaszą i zamawiają szybciej zamiast godzinami rozwodzić się nad tym co by zjedli. Ja osobiście mam inne zdanie, lubię mieć wybór. Przeważa kaczka, wieprzowina czyli mięso, którego ja osobiście nie lubię. Z trudem odszukałam jedno danie z piersią kurczaka. Szkoda. zwłaszcza, że przez tydzień dzień w dzień nie zamierzam jeść tego samego. Jak większość się domyśla wybrałam pierś z kurczaka, z pure i fasolką. do każdego zamówionego dania restauracja serwuje ziemniaki zapiekane w śmietanie, które muszę przyznać, ze są całkiem niezłe. Pierś była soczysta i po prostu pyszna, pure było okropne, ale ja nigdy za nim nie przepadałam więc nic dziwnego, że mi nie smakowało. Co do fasolki ? Mam wrażenie, że do jej ugotowania nie użyto, ani krzty soli, trochę szkoda, ale pomimo tego była całkiem niezła. Może jestem wybredna, ale przywykłam do jedzenia, które cechuje się wyraźnym smakiem, do którego przygotowania użyto więcej niż jednej przyprawy i które jest ostre. 




Koszt obiadu to 29 zł. Cena porównywalna do tych w Bydgoskich restauracjach. Z pewnością nie przyprawi nikogo o zawrót głowy. 

Powrót mechanika 

Po jakiś 3 godzinach wrócił mechanik z dobrymi wiadomościami. Tak jak przypuszczał awaria nie była poważna. Wiszący przewód faktycznie był od klimatyzacji. Zapytałam o koszt naprawy. No i się zaczęło. Pan opowiadał co dokładnie naprawił w samochodzie : umycie całego samochodu, wymycie silnika z gliny, która zalała go podczas wydostawania się z błota, wymiana przewodu, wymiana kabla i coś tam jeszcze. I zaczyna no za to bym musiał wziąć, a ja już wizja no to teraz mi z cztery stówki zaśpiewa, a on no tak ze 150 zł. Niemal się przy tym zawstydzając. Odpowiedziałam, że spoko i że zaraz przyniosę pieniądze. Chwilę jeszcze pogadaliśmy o samochodach, po czym rozstaliśmy się grzecznie.

Nadejście paczki z Karuska

Po powrocie do hotelu zapytałam czy dotarła do nich moja paczka, okazało się, że tak. Od razu ją zabrałam i postanowiłam rozpakować. Przyszła wyczekiwana od dawna kamizelka chłodząca dla Demona oraz wie książki dla mnie. Jak dziecko nie mogłam się jej doczekać, ale po rozpakowaniu nie mało się rozczarowałam. Nie chodzi o sklep, ale o rozmiar. Kamizelka była ściągana z zagranicy i trochę to trwało, niestety w tym czasie Demon się trochę rozrósł i kamizelka okazała się za mała. Postanowiłam zadzwonić do sklepu i poprosić o wymianę. Oczywiście nie miałam z tym problemu, kazali mi wydrukować formularz zwrotu z ich strony i odesłać wymieniany towar. Lubię ten sklep, nigdy nie mam z nimi żadnego problemu. Są pomocni, uprzejmi i starają się zawsze dostosować do klienta. Bardzo ich sobie za to cenię.




Znowu spacer 

Mam wrażenie, że mój pies się tutaj po prostu odnalazł. Wszystko chłonął, każdy zapach, każdą nową rzecz. Zupełnie jakby to były wakacje jego życia. Ciągle wyciągał mnie na spacery. Wiecznie chciał chodzić, a do powrotu do hotelu trzeba go było zwyczajnie zmuszać. Zdecydowanie wolał przebywać na zewnątrz. Nawet, gdy wracaliśmy do hotelu to nie myślcie sobie, że wracał do pokoju. On wracał tylko po to, żeby poleżeć sobie na olbrzymim zielonym terenie, wśród trawy, motyli, przy rzece. W słońcu lub w cieniu, zależnie od tego na co akurat miał ochotę. 
















Wieczorny spacer 

Wieczorem ponownie wyszliśmy z Demonem na spacer, pogoda była średnia, ponieważ padało. Zdecydowanie nie zachęcało to do jakiś dłuższych wędrówek zwłaszcza, że było ciemno. Pokręciliśmy się trochę za bramą ośrodka, a potem wróciliśmy na jego teren. Wracając zauważyłam maleńkie, zielone przelatujące mi przed oczami światełko. To był świetlik. Świetlik świętojański (Lampyris noctiluca) - to jeden z trzech gatunków tego owada  występujących na terenie Polski. ietliki najczęściej można spotkać na skrajach lasów obficie porośniętych krzewami, przy zbiorowiskach wysokich bylin, w pobliżu żywopłotów oraz w parkach. Co ciekawe światło wytwarzają samice świetlika, które na powierzchni ziemi polują na ślimaki. Wytwarzane przez nie światło powstaje w wyniku reakcji chemicznej dzięki enzymowi lucyferazie. Mówiąc najprościej świetliki mogą dowolnie światło "włączać i wyłączać". Światłu, które wytwarzają, nie towarzyszy ciepło, a więc ciało chrząszcza nie ulega nagrzaniu.Gdy znalazłam się niedaleko żywopłotu zauważyłam większą ilość latających świetlików. To była jedna z ładniejszych rzeczy jakie zobaczyłam dzisiejszego dnia. 


1 komentarz: