Rottweiler

Rottweiler

niedziela, 30 października 2016

Dwór w Lisewie - dzień drugi (tydzień trzeci)


Czyli o trudnej sztuce przetrwania 

Od samego rana Demon był nieznośny, niczym małe rozkapryszone dziecko, które tupie nogami w sklepie i doprowadza tym swoich rodziców do szału, tylko dlatego, że coś poszło nie po jego myśli. Muszę przyznać, że w swoim życiu miałam wiele różnych psów, wiele twardych charakterów jednak żaden z nich nie może się z nim równać. I choć Azor był najwierniejszym towarzyszem, a Dejzi najlepiej wyszkoloną suką to właśnie Demon pomimo swojego charakteru, a może właśnie przez niego stał się moim najwspanialszym psem, którego pomimo wielkiej miłości mam czasami ochotę po prostu ukatrupić. 
Pomimo, że Demon podnosił mi ciśnienie lepiej niż kawa postanowiłam zabrać go na wycieczkę. Miałam go zamiar porządnie zmęczyć, nie tylko fizycznie, ale i intelektualnie. Jak tylko wysiedliśmy z samochodu Demona coś opętało rzucał się na wszystkich i wszystko. Wiedziałam, że na plażę spokojnie dzisiaj nie dojdziemy to też szybko zrezygnowałam z tego zamiaru. Zamiast tego zabrałam Demona w głąb lasu, na ścieżkę nie uczęszczaną przez turystów. 































Błądząc tak z dala od ludzi natrafiłam na ścieżkę prowadzącą na wrzosowisko, które znajdowało się w pobliżu głównych szlaków prowadzących nad morze. Całość wycieczki dostosowałam do możliwości Demona. Odpoczywał kiedy miał na to ochotę, nie ciągnęłam go nigdzie na siłę. To nie miałoby sensu. Po 30 min spaceru zaczęło padać więc zabrałam Demona do samochodu i pojechaliśmy dalej, tym razem nad jezioro. 































Ponieważ dzisiaj Demon ewidentnie miał problem ze skupieniem uwagi oraz wyciszeniem się na dalszą część dnia wybrałam miejsce spokojne, oddalone od zgiełku i ludzi. Chciałam, żeby popływał, ale wolałam, żeby nie spotykał się dzisiaj z naczelnymi. Nie byłoby to przyjemne, ani dla mnie, ani dla niego.  Po jakiś dwóch, no może trzech godzinach zabrałam go do hotelu. 


































































Po powrocie zostawiłam Demona w pokoju, a sama udałam się na obiad. Postanowiłam, że zaszaleję i posłucham rady kelnera, spróbuję czegoś nowego. Każdy kto mnie zna wie, że jeżeli chodzi o jedzenie jestem dość monotematyczna i szczerze nienawidzę eksperymentować. Głównie dlatego, że ilekroć wybieram coś nowego finalnie czuję się rozczarowana smakiem. Może tym razem potrawa nie była w moim stylu, ale nie była też najgorsza. 






Po obiedzie porozmawiałam jeszcze z obsługą, a chwilę później poznałam Pana Macieja, który jest twórcą naprawdę wyśmienitych nalewek. Okazało się, że Pan Maciej widział mnie wcześniej, ale omyłkowo założył, że jestem nowym leśnikiem. Cóż widocznie zmyliła go kurtka. Okazało się, że w całkiem niedawno w Lisewskim Dworze odbył się plener malarski. Pan Maciej pokazał mi prace, które schły jeszcze na górze w jednym z pomieszczeń. Muszę przyznać, że kilka z nich było naprawdę ciekawych. Po południu razem z moim nowym znajomym pojechałam zwiedzić okolicę. Odwiedziliśmy m. in. Dwór w Prusewie i jego zabytkowy ogród, któremu dzisiaj poświęcę chwilę. Dwór otacza 2 hektarowy park, który w części centralnej wyróżnia układ geometryczny, a na obrzeżach angielski. Park jest bogaty w starodrzew, rośnie w nim sześć 250- letnich dębów, buk czerwonolistny, pachnące lipy, jesiony, klony oraz dęby piramidalne.