Rottweiler

Rottweiler

czwartek, 21 lipca 2016

Piąty dzień wakacji z Demonem


Dzisiaj postanowiłam, że ponownie zabiorę Demona nad jezioro, na naszą bezludną, prywatną plażę. Zwłaszcza, że pływanie w przypadku dysplazji niesie za sobą same korzyści : nie obciąża stawów, buduje mięśnie, a i pies jest wyraźnie zadowolony kiedy może się w niej bezkarnie popluskać. Oczywiście zaczęliśmy jak zwykle, rutynowo od spaceru po polach, a później siedzenia w naszej ulubionej samotni, która jak się okazało nie jest tylko nasza. Szef kuchni też uwielbia tam przesiadywać, jednak uprzejmie podzielił się dzisiaj z nami tym miejscem :) Wdałam się z nim w bardzo długą i ciekawą rozmowę. Był nieco zaskoczony kiedy zobaczył, że rottweilery lubią ryć w ziemi. Jedna z naszych znajomych stwierdziła, że twarz Demonowi na wakacjach nie odpocznie bo ciągle pracuje w ziemi. Muszę przyznać, że coś w tym jednak jest :)
















Nad jeziorem było bardzo cicho i spokojnie, poza paralotnią i dosłownie dwoma rowerzystami przejeżdżającymi niedaleko nikt się tam dzisiaj nie kręcił. Nie mogę powiedzieć, żeby mnie taki stan rzeczy martwił, ponieważ spokojnie mogłam się zająć moimi sprawami. Miałam nadzieję, że uda mi się zacząć czytać 3 książkę o psim behawioryzmie i w zasadzie zacząć mi się nawet udało, sęk w tym, że za każdym razem kiedy zaczynałam Demon czegoś ode mnie chciał. Uparł się też żeby kopać zawsze akurat tam, gdzie akurat ja się rozłożyłam, zupełnie jakby robił to złośliwie. Jak się domyślacie lekturę szybko zakończyłam i stwierdziłam, że zacznę ją czytać później na spokojnie. 










Wracając z nad jeziora pojechaliśmy do naszej zaprzyjaźnionej restauracji na obiad oraz po to, żeby zrobić zakupy w pobliskim sklepie. Nigdy nie zabieram psa na zakupy, a już na pewno nie pozostawiam go uwiązanego przed sklepem skazując na niebezpieczeństwo pogryzienia, kradzieży czy pobicia przez jakiegoś psychopatę. Tu jednak było inaczej, ponieważ na dworze w Bychowie psy nie mogły pozostawać same w pokojach kiedy goście gdzieś wyjeżdżali. Poza dość wąską kartą dań była to właściwie jedyna uciążliwość z jaką się tam spotkaliśmy. Problem rozwiązałam dość szybko. Po obiedzie zostawiałam psa w samochodzie, który był postawiony zawsze pod wielkim drzewem w cieniu, na terenie restauracji. Uchylałam okna, zostawiałam psu wodę i kilka smaczków dla zabicia czasu i z zegarkiem w ręku biegłam do pobliskiego sklepu na zakupy. Całość licząc od pozostawienia psa, aż do powrotu zajmowała mi od 4 min do 6 min, nigdy nie trwało to dłużej. Po prostu uważam, że w dzisiejszych czasach pies niestety nie jest bezpieczny zwłaszcza ten uwiązany pod sklepem dlatego jeśli już jesteśmy zmuszeni zabrać go z sobą to zakupy powinny zadbać o jego bezpieczeństwo. Ja poprosiłam, żeby w miarę możliwości zerkała na niego zaprzyjaźniona obsługa restauracji. 












Po powrocie do hotelu trafiliśmy na kucharza, który już na wstępie przywitał nas słowami ''jak to dobrze widzieć rottweilera, który nie jest spasiony i nie ciągnie brzucha po ziemi''. No nie powiem zrobiło mi się miło, głównie dlatego, że ktoś w ogóle wiedział co to za rasa. Dotychczas często słyszałam teksty typu : 

- ''jak biegł z góry to myślałem, że to rottweiler, ale jak podszedł to pomyślałem sobie, że jednak nie''
- ''o jaki ładny buldog'', 
- ''Justyna kupiłaś Owczarka Niemieckiego ?'', 
- ''śliczny pies, to jest ten, no ten, no labrador'', 
- ''o jaki fajny pies, kiedyś takiego miałem, to doberman co nie ?'', 
- ''nie możesz pogłaskać pieska bo to jakaś mieszanka rottweilera, albo nawet czysty rottweiler, to bardzo niebezpieczne psy, hodowane do obrony, zawsze przed nimi uciekaj'', 
- ''to nie jest prawdziwy rottweiler prawda, bo taki jakiś mały'' (zastanawiam się jaki powinien być kilkumiesięczny szczeniak rottweilera ich zdaniem skoro ponad 36 kg to mało, no, ale....), 
- ''o boże, o boże morderca'', 
- ''zje mnie ?'', 
- ''a to nie rasowy, nie ?'', 

a to tylko najciekawsze z nich, kiedyś zrobię o tym osobny post. Wracając jednak do kucharza, Pan był tak zachwycony, że wreszcie zobaczył psa, a nie cytuję ''karmę dla węży'', że Demona wymiział, wygłaskał i wyklepał za wszystkie czasy. Oczywiście ja tradycyjnie wdałam się w dyskusję o psach, rasach oraz chorobach genetycznych. Siedzieliśmy przy stoliku chyba z dobrą godzinę. w międzyczasie na taras wyszło kilkuletnie dziecko z mamą i niemal od razu zwróciło uwagę na Demona. Co mi się spodobało to to, że mama dziecka była jak się okazało całkowicie normalną osobą, nie wpadła w panikę i nie szarpała dziecka tylko zupełnie spokojnie wytłumaczyła mu, że cytuję ''nie podchodź do pieska, ponieważ jest duży i mógłby Cię przewrócić. Zanim pogłaskasz jakiegokolwiek pieska musisz zapytać właściciela czy możesz to zrobić, ponieważ nie każdy piesek lubi być głaskany''. Fajnie, że choć ktoś nie sieje w dziecku paniki, nie denerwuje psa tylko spokojnie tłumaczy. Szkoda, że tak nie wielu ludzi to robi. Zastanawia mnie z czego wynika fakt, że ludzie nie tłumaczą dzieciom, że zanim wyciągnie się ręce do psa należy zapytać właściciela czy można to zrobić. Nie każdy pies to lubi, nie każdy czuje się komfortowo i bezpiecznie, gdy ktoś obcy go dotyka. Przecież pies może mieć problemy behawioralne, zdrowotne, albo być psem pracującym, który jest ''nastawiony'' tylko na właściciela. 










1 komentarz:

  1. Fajny zwierz! Sam mam takiego...a z poprzednim Rothim jeździłem zawsze nad morze do Juraty...uwielbiał się kąpać w morzu...łowił patyki...a ludzie przystawali i się uśmiechali...Ładny ten pani zwierzak. Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń