Dzisiaj przeczytałam artykuł, który nie tylko mnie rozgniewał, ale i po raz kolejny potwierdził to jak bardzo nieodpowiedzialni są ludzie. Nic nie działa na mnie tak drażniąco jak tego typu prowokacje. Ponieważ od wielu lat temat rottweilerów jako psów o morderczych instynktach powraca postanowiłam podzielić się z Wami moimi doświadczeniami w tej dziedzinie. Poniżej zacytowałam wspomniany artykuł :
„Witam wszystkich. Zdecydowałam sie napisać, ponieważ wiem, że bardzo dużo osób odwiedza tę stronę i może tutaj uda mi sie zostawić skuteczny przekaz odnośnie zwierząt, głównie psów rottweilerów. Wczoraj przeglądając fora i strony o tych okropnych psach znalazłam ciekawą wypowiedź. "Psy rottwailery są bardzo kochanymi psiakami i zupełnie nie rozumiem, jak jakieś głupie osoby mogę te psy nazywać mordercami. W mojej rodzinie te psy są od lat i nigdy nie zdarzyło się żadne pogryzienie. Wniosek ? Zachowanie psa zależy od wychowania. Jak sie dobrze wychowa psa, to nie ma szans na pogryzienie" Czytałam tą wypowiedź i płakałam. Jak dana osoba może powiedzieć, ze te psy nie są zabójcami? Ja straciłam przez nie dziecko…
Mój mąż z zawodu jest architektem. On pracował, ja zajmowałam sie domem. Po jakimś roku stwierdziliśmy, że kupimy psa, padło na rottweilera. Kupiliśmy rodowego psa z legalnej hodowli za 2500 zł. Gdy pojechaliśmy odebrać szczeniaka, jego matka zaczęła szczekać. Właściciel powiedział, żeby była cicho, a ta przestała szczekać. My mogliśmy swobodnie siedzieć na podwórku obok psa, który tylko wlepiał w nas swoje wielkie oczyska. Zaimponowało mi to, jak ten pies jest posłuszny. Wcześniej znajomi odradzali mi tego psa i mówili, że biorę do domu mordercę. Nie wierzyłam im. Uwierzyłam agresywnemu psu, który chwilę później był potulny jak baranek. Widziałam dziecko, które ciągnęło go za uszy, siadało na niego, a pies tylko się delikatnie odsuwał. Uwierzyłam w twierdzenie, że jak się wychowa psa, tak się ma. Wzięliśmy szczeniaka do siebie. Pies był z nami w domu, spał, jadł, bawił się. W końcu miałam zajecie jak męża nie było – tresowałam go, choć nigdy nie został uderzony. Po roku był świetnie ułożonym psem. Tak samo jak jego matka szczekał na obcych, a gdy byli na podwórku razem ze mną, leżał na ziemi bawiąc się piłką lub kością.
Wkrótce zaszłam w ciążę. Nawet rozważałam oddanie psa komuś, bałam sie o dziecko. Gdy urodził się Kacperek, zaraz jak wróciliśmy z nim do domu, daliśmy go Aresowi do powąchania i mąż powiedział "Masz go pilnować, To jest nowy członek rodziny". Bałam sie zostawiać psa samego z małym. Ciągle kontrolowałam to, co się dzieje. Po pewnym czasie zauważyłam, że Ares siedzi w pokoju małego na podłodze i śpi, gdy odwiedzali nas goście i gdy ktoś brał małego na ręce pies był zawsze w pobliżu. Wyglądało to tak jakby bał sie, ze ktoś coś zrobi dziecku złego. Po pewnym czasie zauważyłam jak moje dziecko bardzo związało się z psem. W nocy wychodził z pokoju i szedł do psa. Kładł sie obok niego, a pies uważnie go obserwował.
Byłam pewna, że mogę Aresowi ufać. Na wszelki wypadek umówiłam się z treserem tej rasy, któremu opowiedzieliśmy zachowanie Aresa. Przeprowadził mu jakieś testy i powiedział, że nasz pies jest bardzo związany z dzieckiem, ze jest go w stanie bronić, że nie ma możliwości, aby zrobił komuś krzywdę i że lepiej psa nie można było wychować. Po słowach doświadczonego treserach pomyśleliśmy z mężem, że taki pies to skarb. Kacperek był coraz bardziej większy, coraz więcej rozumiał. Bardzo lubił zabawy z psem na podwórku. Biegali razem po całej posesji, synek padał, pies wpadał na niego i go lizał. Ares potrafił wszystkich rozwalić swoimi oczyskami. Gdy nikt się z nim nie bawił, podchodził do kogoś, kładł mu głowę na kolana i patrzył prosto w oczy takim smutnym wzrokiem. Byłam pewna, że nie może się stać Kacperkowi żadna krzywda. Pamiętam tamten dzień - 24 sierpnia. Leżałam i opalałam sie na podwórku, pies jadł w domu. Miske dałam mu pod drzwiami do pokoju Kacperka. Synek miał wtedy 6 lat. Powiedział "Mamusiu idę po piłeczkę i zaraz będę się bawił z Areskiem".
Wszedł do domu, za jakieś 30 sekund usłyszałam przeraźliwy krzyk Kacperka i szczekanie psa. Natychmiast wbiegłam do domu. Zobaczyłam mojego synka leżącego na podłodze, na nad nim ogromnego psa, którego zęby coraz bardziej wbijały się w gardło. Podbiegłam, odpychałam psa, ale nie dałam rady. Stał tak twardo, że nie potrafiłam go ruszyć. Wokoło było tyle krwi. Widziałam spojrzenie Kacperka pełne bólu i rozpaczy. Im bardziej odpychałam psa, tym on mocniej się zapierał. Odruchowo wzięłam nóż, który był w zlewie i wbiłam w brzuch psa, on nie przestawał gryźć Kacperka. Wbiłam drugi, trzeci i czwarty a on nic. Był taki silny. Nagle odwrócił się i rzucił się na mnie. Rozszarpał mi cała rękę, po czym upadł na ziemię. Wezwałam pogotowie. Nie myślałam o swoim bólu, tylko o moim kochanym dziecku. Próbowałam zatamować krwawienie, jednak na próżno. Kacperek zmarł w drodze do szpitala.
Długo nie mogłam się pozbierać po jego śmierci. Jak ten pies mógł nam zabrać nasze szczęście, naszego synka. Przecież miał lepiej niż niektóre dzieci. Gdy patrzyłam na męża widziałam w jego oczach żal kierowany właśnie do mojej osoby. Na pewno myślał, że to wszystko stało sie przeze mnie. Że nie pracuje, tylko miałam sie opiekować naszym synkiem i nawet tego nie potrafię zrobić, chociaż nigdy mi tego nie powiedział. Przyjechał do nas ten sam treser, który mówił, że pies nigdy nikomu nie zrobi krzywdy. Powiedział, że pies musiał być sprowokowany i że mały najprawdopodobniej chciał przesunąć miskę psa, aby dostać się do pokoju.
Potem pamiętam ten okropny dzień pogrzebu i mojego małego Kacperka w białej trumience. Miał zabandażowaną szyję, żeby nie było widać ran. Stałam i patrzyłam na niego, na jego delikatne ciało i nie mogłam zrozumieć, jak bardzo byłam głupia ślepo ufając temu psu. Przy zamykaniu trumienki pamietam obraz, który bedzie mi juz chyba towarzyszył do końca mojego życia. Mój maz z pozoru dobrze zbudowany męzczyzma zaczał płakać jak dziecko. Podbiegł do trumny wział Kacperka w ramiona i zaczał krzyczeć "Boże oddaj mi mojego synka, mojego Kacperka, Boże błagam zrobię co chcesz tylko mi go oddaj" Zemdlałam. Ocknełam sie po 5 minutach. Przez całą mszę mąż kleczał obok trumny i płakał. Musielismy chodzic do psychologa, ponieważ nie dawalismy sobie rady z tym wszystkim. Jednym z zadan jakie Pani psycholog kazała nam zrobić było wyjść na spacer z wytresowanym Rottwailerem. Nie zgodzilismy sie, baliśmy się powrotu do tego, co sie zdarzyło. Dziś po 3 latach ponownie jestem w ciąży. Teraz nie chcę w domu żadnego psa, nie potrafiłabym mu zaufać. Czasami, gdy jestem w parku siadam na ławce, widzę jak dzieci bawią się z psami, wszystkie wspomnienia wracają. Widzę jak Ares zabija Kacperka.
Dlatego proszę, nie bądźcie głupie i nie pozwalajcie na to, żeby tak groźny pies był w domu. Nie zgadzam się z wypowiedzią tej pani jakie te psy są cudowne. Te psy to mordercy. Zmieni zdanie, gdy jej pies też kogoś zaatakuje. Przecież te psy są uznane za najbardziej agresywne. Rottwailery są fałszywe. Mają zabijanie we krwi. Pewnie sobie pomyślicie: jakaś zdesperowana histeryczka napisała list. Zapewniam, że tak nie jest. Po prostu chcę ostrzec ludzi przed tym, żeby nie pozwalali na tak bliskie kontakty psa z dzieckiem. Teraz wiem, że mój synek, który urodzi się za 2 miesiace też będzie się nazywał Kacperek i że pod żadnym pozorem nie bedzie mógł bawic się z psami.
Pozdrawiam Weronika.”
źródło strony www.papilot.pl
Moim zdaniem ten list to kompletna bzdura. Często ludzie tresują psy, ale zapominają o równie ważnej rzeczy, o której należy pamiętać trzeba innych członków rodziny, a zwłaszcza tych najmniejszych nauczyć jak postępować z psami. Pies nigdy nie zagryzie innej osoby czy zwierzęcia bez wcześniejszego ostrzeżenia. Ludzie nie uczą dzieci, że psa nie można kopać, ciągnąć za ogon, zabierać mu jedzenia, że nie wolno mu patrzeć w oczy kiedy zachowuje się agresywnie, że nie powinniśmy wtedy uciekać, drzeć się w niebo głosy i wymachiwać rękami, ponieważ to je prowokuje. Nieodpowiedzialnością było pozostawienie miski przed pokojem dziecka i opalanie się w ogrodzie, podczas gdy pies jest w domu z dzieckiem sam. Ciekawa jestem jak był szkolony pies bo chodzenie przy nodze i wykonywanie komend typu ''daj łapę'' to zaledwie kropla w morzu. Wina zawsze leży po stronie człowieka i powiem więcej Ci ludzie ewidentnie zawinili. Wzięli rasę, do której raz nie byli przygotowani ( zdecydowali się bo zobaczyli jak duży pies na komendę siedzi cicho - masakra) tego psa wybiera się z wielu powodów, ale głownie ze względu na charakter, a nie dlatego, ze zamyka się kiedy chcemy. Ja zanim kupiłam pierwszego rottweilera czytałam masę artykułów, książek, słuchałam ludzi z doświadczeniem posiadających właśnie przedstawicieli tej rasy, ale nie wybrałam go dlatego, że chciałam jakiegoś tam psa, chciałam właśnie rottweilera, rasę trudną, ale wdzięczną i niewątpliwie oddaną. Najbardziej wkurzają mnie właśnie tacy nieodpowiedzialni ludzie, którzy przez własną głupotę dopuścili do tragedii, a potem wieszają ''psy'' na rottweilerach. Znam wielu właścicieli rottków, którym te psy nie zagryzły, ani dzieci, ani innych przedstawicieli homo sapiens. Powiem więcej nie znam, ani jednego przypadku pogryzienia człowieka, przez te psy wśród moich znajomych, którzy tą rasę posiadają bądź hodują. O czymś to jednak świadczy. Ostatnia rzecz psa nie wystarczy raz wyszkolić czy ułożyć, trzeba nad nim nieustannie pracować, jest to rasa skłonna do dominacji, zwłaszcza w przypadku samców i należy z nimi pracować przez całe życie, zresztą jak z każdym innym, niezależnie od tego czy jest to rottweiler czy osiedlowy kundelek. Amen
A oto moja '' krwiożercza bestia '' :)
Czy Rottweiler to pies dla każdego ? - zdecydowanie nie, Czy rottweiler może być niebezpieczny ? - w rękach nieodpowiedniej osoby na pewno, tak samo jak każdy inny pies. Czy raz wyszkolony zawsze będzie ułożony ? - nie, ponieważ ma skłonność do dominacji należy pracować z nim przez całe życie, Jeżeli rottweiler się czegoś nauczy zawsze chętnie będzie to powtarzał, nie zmienia to jednak faktu, że należy ćwiczyć z nim regularnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz