Rano pojechałam zważyć Demona oraz kupić dla niego tabletkę przeciw kleszczom. Zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie, ponieważ nie jestem pewna jak długo przy codziennych kąpielach utrzyma się działanie wylewki. Warto wiedzieć, że tabletka nie zapobiega ''przytwierdzaniu'' się kleszczy czy pcheł do organizmu gospodarza. Po kilku godzinach od rozpoczęcia żerowania pchły oraz kleszcze zostają zabite przez substancję aktywną.
Poza tabletką profilaktycznie nadal będziemy stosowali wylewki.
Demon 1 rok 36,9 kg
Po spacerze i odpoczynku pojechaliśmy na rehabilitację. Przed gabinetem pojawiliśmy się nieco za wcześnie i musieliśmy chwilę poczekać na otwarcie. Demon grzecznie czekał przed wejściem. Po masażu, rozciąganiu, magnetoterapii oraz ćwiczeniach czynnych przyszła pora na sprawdzenie objętości tylnych łap. W stawie biodrowym oraz skokowym różnica między prawą, a lewą łapą wynosi około 4 cm. Pani Małgosia szybko podejrzała w systemie jak długo chodzę już na rehabilitację z Demonem i poinformowała mnie, że zrobiłyśmy już to co miałyśmy w gabinecie, a dalsze ćwiczenia będą przywracały masę mięśniową dlatego od jutra mogę ćwiczyć z młodym sama w domu. Umówiłyśmy się na telefon pod koniec maja w celu umówienia wizyty kontrolnej oraz ponownemu sprawdzeniu objętości obu łap.
Powiem szczerze, że to mnie ucieszyło. Ciągłe zabiegi są kosztowne, a skoro teraz tylko będą służyły odbudowaniu masy mięśniowej to równie dobrze mogę je robić w domu.
Dzisiejsza rehabilitacja przebiegała nieco inaczej niż wcześniejsze zabiegi. Głównie dlatego, że Demon w pewnym momencie ćwiczeń czynnych zaczął Panią Małgosię podszczypywać zębami, a że potrafi szczypnąć dość mocno to zapobiegawczo założyłam mu kaganiec.
choć Niszczyciel chętnie przechodził przez płotki, ćwiczył na dyskach oraz piłce to w pewnym momencie nie dało się z nim już pracować.
Szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałam dlaczego Demon podszczypywał Panią Małgosię. szybko jednak okazało się dlaczego tak robił. Wychodząc z gabinetu i zmierzając do samochodu zauważyłam, że ledwo idzie. Jak tylko przeszliśmy na drugą stronę ulicy natychmiast położył się w cieniu pod samochodem i ani myślał wstawać. Pani Małgosia zwyczajnie go wykończyła. Do samochodu musiałam włożyć go sama bo inaczej pewnie długo by się chłopak zbierał z ziemi.
Demon ożywił się dopiero kiedy mijaliśmy granice miasta zmierzając jak zwykle nad jezioro mieszczące się za Bydgoszczą. Nad wodą jak zwykle Niszczyciel popływał, powęszył, pogryzł konga oraz kilka patyków.
Wieczorem jak zwykle po prostu padł. Na spacer trzeba go było wyciągać niemal siłą, bo Demon zwyczajnie zwlekał z podniesieniem tyłka do ostatniej chwili.
Możecie mi nie uwierzyć, ale Demon jest świetnym żebrakiem. Mój pies zdobył poziom MASTER w sępieniu. Kiedy jeździliśmy na wybieg na Bartodziejach zawsze ustawiał się obok dziadka i robił do niego maślane oczy. Niczym kot ze Shreka zdobywał co chciał jednym tylko spojrzeniem. Dziadek zawsze miał jakieś smaczki i zawsze częstował nimi Demona, przecież on tak pięknie siedział i patrzył. Taki grzeczny piesek no jak można go nie nagrodzić. Mimo, że nie pozwalam innym na karmienie Demona dziadkowi czasami udało mu się coś zaserwować. To był sympatyczny starszy Pan, który nie bał się mojego Rottweilera więc jak można było się na niego gniewać. Po prostu przymykałam na to oko.
W domu Demon często próbuje wykorzystywać swój urok. Kiedy łapię talerz z moim obiadem natychmiast biegnie do pokoju. Jest tam zawsze szybciej ode mnie. Siada na przeciwko fotela i gapi mi się w talerz, po jakiejś minucie zaczyna mu się nudzić i kładzie się przed moimi nogami w oczekiwaniu na choćby ''okruszek''. I chociaż nigdy nie dostał niczego, nadal siedzi w nadziei, że może tym razem się uda. Tak drodzy Państwo jestem nieugięta. Zwłaszcza, że jak tylko zjem on natychmiast dostaje swoją porcję. Nie nie jest to związane z teorią dominacji, przynajmniej w naszym przypadku. Robię tak dla zwykłego spokoju. Gdy Demon jadł pierwszy po prostu pochłaniał w mgnieniu oka swoja porcję, a później biegł do mnie i na siłę próbował odciągnąć od talerza, żeby się do niego dobrać. Zawsze wtedy chciał biegać i się bawić, zarzucał mnie tysiącami zabawek i cały czas szczekał zapraszając do zabawy. Od kiedy zmieniłam kolejność Demon grzecznie siedzi i czeka, a ja wreszcie mogę zjeść w spokoju.
Kilka dni temu zrobił coś co nigdy mu się nie zdarza, w pierwszym momencie zaniemówiłam i nie wiedziałam jak mam zareagować, ale szybko się opamiętałam. Jadłam śniadanie bułka z szynką, serem, pomidorem, rzodkiewką i kiełkami, przedzielona na pół. Gryząc jedną część zauważyłam, że Demon jak zwykle usiadł na przeciwko i się gapi. Po chwili wyciągnął swój długi jęzor i polizał bułkę leżącą na talerzu. Nie wiem czy skusił go zapach masła czy szynki czy oba te zapachy jednocześnie, ale nigdy wcześniej nie odważył się zrobić czegoś takiego. Wiedział, że źle zrobił bo jak się tylko na niego spojrzałam to niemal natychmiast wybałuszył oczy i ''schował'' uszy do tyłu w oczekiwaniu kary.
Wracając jednak do sępienia. Za każdym razem, gdy robię sobie kawę Demon przychodzi do kuchni, siada obok mnie i czeka, aż wyciągnę z lodówki mleko. Tak Niszczyciel po prostu je uwielbia. Ponieważ jeszcze je trawi od czasu do czasu wlewam mu odrobinę do miski, nie robię tego jednak codziennie, a jedynie raz na kilka dni.
Jak co dzień ranek zaczęliśmy od ćwiczeń, a później pojechaliśmy na rehabilitację. Oczekując jak zwykle w korytarzu Niszczyciel wyczuł swojego ulubionego mopsa, który akurat ćwiczył z Panią Małgosią. Demon przez większość spędzonego w korytarzu czasu kombinował jak ma się dostać do kolegi. Rehabilitantka opowiadała nam jak wytrzepała poprzedniego dnia karimatę po Demonie, który zawsze zostawia na niej okruszki po mięsie. Kobieta była przekonana, że wszystkie okruszki zniknęły, ale jak ćwiczyła z Fuksem to nagle się chłopak zawiesił i dziabnął jakiś zostawiony przez Demona okruszek. Jak widać nie tylko Rottweilery są łase na jedzenie ;) Demon był tak wykończony po rehabilitacji, że położył się obok samochodu i nie chciał dalej ruszyć tyłka.
Po wizycie w lecznicy małych zwierząt jak zwykle miałam zabrać się za nanoszenie poprawek w mojej pracy.Niestety Demon przez cały czas mi przeszkadzał. Za każdym razem kiedy już siadałam do pisania Niszczyciel zakradał się na łóżko niczym komandos i albo mnie podsiadał. albo kładł głowę na klawiaturze uniemożliwiając mi tym samym pisanie.
Zdarzało się wcześniej, że potrafił położyć się pomiędzy mną, a laptopem tylko po to, żeby odwrócić moją uwagę od nieszczęsnej elektroniki, ale nigdy nie kładł się na komputerze. Dzisiaj jednak potrzebował o wiele więcej uwagi niż w jakimkolwiek innym dniu.
Czekając z Demonem w klinice na rehabilitację miałam wątpliwa przyjemność poznać pewną kobietę, z którą oczywiście wdałam się w dyskusję. Kobieta nie spodobała mi się już od pierwszego momentu. Czekając na zwolnienie się gabinetu, zauważyłam jak ktoś na siłę próbuje zaparkować tyłem. Kobieta zrobiła to tak nieudolnie, że oczywiście zajęła 2 miejsca parkingowe. Może to głupie, ale już wtedy nie przypadła mi do gustu. Wchodząc do poczekalni i widząc mojego psa w kagańcu zapytała czy jest groźny. Zgodnie z faktem odpowiedziałam, że zdarza mu się nie tolerować niektórych psów. Stwierdziła, że ona ma sukę więc na pewno się polubią. Cóż często zastanawiam się dlaczego wśród ludzi panuje przekonanie, że pies z suką zawsze będą się tolerować. Najwyraźniej wynika to z braku elementarnej wiedzy na temat swoich podopiecznych. Wbrew jej oczekiwaniom Demon wyraźnie nie polubił jej ślepej i głuchej suki.
Siedząc ze mną w poczekalni kobieta zirytowała mnie po raz kolejny tym razem zawierając głos. Zapytała ''To nie jest prawdziwy rottweiler prawda ?'' Szczerze mówiąc, gdyby wzrok potrafił zabijać to kobieta padłaby trupem zanim usłyszałaby moją odpowiedź. Zapytałam więc ''po czym to Pani wnioskuje''. Odpowiedziała ''bo jest chudy''. Szczerze myślałam, że chodziło jej o to, że ogon nie jest kopiowany, ale ta odpowiedź mnie po prostu zabiła. Poinformowałam Panią, że ''nie każdy lubi zapasione rotki, ciągnące brzuchy po ziemi i że to szczeniak, który nadal rośnie''. Kobieta zaczęła ze mną dyskutować, że rottweilery są potężniejsze. Tak oczywiście, ale dorosłe osobniki, a nie szczeniaki, w dodatku po leczeniu operacyjnym i niedawnym spadku wagi spowodowanym biegunkami oraz wymiotami.
Od słowa do słowa zaczęła irytować mnie coraz bardziej twierdząc jak to psy teraz mają gorzej bo już nie kopiuje im się ogonów. Pani stwierdziła, że kiedyś to wiedzieli co robili, a teraz z tymi ogonami jak one wyglądają. Odpowiedziałam, że mi osobiście rotki podobają się bardziej z długimi ogonami. Oczywiście kobieta zaczęła się rozwodzić jak to brzydko taki ogon wygląda bo jest strasznie chudy w miejscu, w którym powinien być przycięty. Taka porcja głupot dostarczona mi w ciągu kilku minut doprowadziła mnie niemal do wrzenia. Kobieta oczywiście stwierdziła, że powinno się ogony ucinać bo jak pies mieszka w domu to non stop wali tym ogonem o wszystko i ciągle ma urazy. Odpowiedziałam, że ''Demon jakoś mieszka w domu, a żadnych urazów ogona nigdy nie miał więc nie bardzo rozumiem kontekst jej wypowiedzi''.
Gdyby kryterium obcinania ogonów było to, że pies mieszka w domu to trzeba byłoby je ucinać wszystkim czworonogom po kolei, nie wyłączając kundelków. Może w ogóle amputujmy pieskom łapki no bo przecież często dochodzi do urazów : zerwane więzadła, kulawizna, dysplazja, itp. zaoszczędzilibyśmy sobie tyle problemów, co z tego, że będą wyglądały jak kadłubki skoro unikną urazów.
Jeżeli komuś tak bardzo przeszkadza ogon to proponuję zamiast wyżła weimarskiego sprawić sobie buldoga francuskiego lub sprowadzić psa z kraju, w którym kopiowanie ogonów nie jest zabronione przez prawo, a nie biadolić jak to, źle psy z ogonami wyglądają.
W zasadzie lepiej nie kupować żadnego psa, no chyba, że pluszowego. Bo każdy inny będzie przy takim właścicielu po prostu biedny.
Na szczęście gabinet szybko się zwolnił i tym samym Pani Małgosia uchroniła mnie oraz mojego wyimaginowanego rottweilera od słuchania dalszych mądrości.
Nie zawsze mogę Demona pochwalić, ale dzisiaj zdecydowanie dawał z siebie wszystko. Czasami coś mu nie wyszło, ale tylko dlatego, że za bardzo chciał i za szybko próbował to zrobić. Ładnie stawał na piłce, ćwiczył z dyskami oraz przechodził przez płotki. Niszczyciel, ani razu nie zmarszczył dzisiaj nosa przy rozciąganiu oraz masowaniu łapy.
Po południu pojechałam z Demonem nad jezioro, ale tym razem nie byliśmy tam sami. Na plaży stało kilka wojskowych furgonetek i kilku żołnierzy, którzy coś rozkładali. Zawędrowaliśmy na nasze miejsce i po 30 min pływania wytarłam Demona, żeby zabrać go na mały spacer. Wracając zauważyliśmy, że sprzęt jest już rozłożony, a młodzi wojskowi odbywają szkolenie. Cała plaża była przez nich zajęta. Demon początkowo tylko się im przyglądał, ale gdy zobaczył ludzi czołgających się po ziemi z karabinami zaczął na nich szczekać. Zażartowałam ''Demon to nie kije'' i Niszczyciel od razu się uspokoił. Choć oczywiście nadal skupiał na nich swoją uwagę. Po przyjeździe do domu chłopak padł jak zabity, wstał jedynie na jedzenie oraz spacer.
O 6.00 rano obudził mnie hałas odruchów wymiotnych u Demona, który widocznie próbował pozbyć się zalegającej w nim sierści. Wstając zauważyłam, że na dywanie leży kilka liści ze stojącej przy nim rośliny. Najwyraźniej Demon potraktował mojego kwiatka jako zamiennik trawy. Ponieważ aura dzisiaj była wyjątkowo niesprzyjająca stwierdziłam, że podarujemy sobie wypad za miasto. Chodzenie w deszczu nie jest zbyt ciekawe.
Postanowiłam, że pojadę rozejrzeć się dzisiaj za dywanami do pokoju i na korytarz. Chciałam, żeby Demon schodząc z łóżka lądował na stabilnym podłożu, a nie na śliskich panelach. Na korytarz kupiłam dywan, który nie zakrywa całości. Część podłogi jest ocieplana i Niszczyciel uwielbia się tam wylegiwać.
Demon tak bardzo się zmęczył pomaganiem w rozkładaniu, że później spał 2 godziny. Coraz więcej czasu przesypia i coraz częściej kładzie się obok mnie.
Rano zabrałam Demona na plażę, ponieważ miałam nadzieję, że zdąży popływać zanim pogoda się popsuje, po południu przewidywano opady deszczu oraz burze. Nad wodą korzystając z południowego słońca wykonałam z Demonem kilka ćwiczeń na świeżym powietrzu. Poza pływaniem ćwiczyliśmy siadanie i wstawanie.
W czasie przerwy Demon oderwał z drzewka kawałek gałęzi, która z niewiadomych przyczyn wzbudzała w nim jednocześnie ciekawość i niepokój. Zachowywał się jakby gałąź widział pierwszy raz w życiu. Co chwila podbiegał i trącał ją łapą, żeby po chwili się wycofać.
Po powrocie do domu Niszczyciel chwilę pobawił się swoją żabą, a później poszedł spać ja natomiast zaczęłam przeglądać stare filmy i muszę przyznać, że mój pies chodzi zdecydowanie lepiej niż półtora miesiąca temu. Jeżeli widzimy coś na co dzień z reguły nie dostrzegamy zmian, jeżeli jednak podeprzemy się starymi nagraniami czy fotografiami różnice stają się bardziej wyraźne i dostrzegalne.
Ostatnio zauważyłam, że od kiedy Demon skończył rok jest zdecydowanie mniej aktywny niż wcześniej. Wprawdzie pływa i ćwiczy w ciągu dnia, ale za to później potrafi przespać całe popołudnie. I chociaż cieszy mnie, że przestał mnie budzić o 6:00 rano w niedzielę to trochę szkoda, że bawi się ze mną zdecydowanie rzadziej. Zdarza mu się jeszcze podejść do mnie z zabawką, ale już niecodziennie.
Możecie wierzyć lub nie, ale taki wypad nad jezioro jest w stanie wyciszyć Demona, aż do następnego dnia. Na wieczorny spacer trzeba go budzić bo sam na pewno się o niego nie upomni ;)
Przed rehabilitacją postanowiłam zabrać Demona nad jezioro. Niszczyciel jak zwykle popływał, powęszył i poobgryzał kije. Później w ekspresowym tempie wycierałam go ręcznikiem bo trzeba było wrócić z nim na ćwiczenia, a czasu było niewiele.
Na miejscu okazało się, że nam Pani Małgosia wpisała godzinę wizyty, ale sobie niestety już nie. W efekcie nieporozumienia już mieliśmy wracać do domu kiedy zjawił się Doktor Słodki i stwierdził. że jakoś to ogarniemy bo przecież on oficjalnie zaczyna pracę za godzinę. Oczywiście Doktor Demona najpierw wymiział i wygłaskał. Zapytał się też w żartach kiedy Demon zmądrzeje bo na razie to tylko dupa rośnie. Odpowiedziałam, że nawet nie bo ostatnio sporo schudł. Doktor zaczął się śmiać i zaprosił nas do gabinetu na ćwiczenia. Pani Małgosia zaczęła rehabilitację od ćwiczeń czynnych : stawanie na piłce, przechodzenie przez płotki, siadanie i wstawanie, stawanie na dysku balansującym oraz na dysku równoważnym. Była też próba z jeżykami (poduszkami rehabilitacyjnymi) niestety Demon zamiast na nich stawać chwytał je w zęby i traktował jak nowy gryzak. Stwierdziłyśmy z Panią Małgosią, że zostaniemy przy dużym dysku równoważnym, który w pysku Niszczycielowi się po prostu nie mieści.
Po ćwiczeniach czynnych przyszła pora na masaż i ćwiczenia bierne (rozciąganie). Po rehabilitacji jak tylko Doktor zobaczył, że wychodzimy zaraz do nas podszedł i zaczął mówić do Demona. ''Demon no chodź na dwór, masz tam całe podwórko dla siebie, zobacz jak fajnie słonko świeci''. Domyśliłam się, że w poczekalni jest inny pies, którego Demon najwyraźniej mógłby nie polubić, dlatego Doktor chciał go szybko i spokojnie wyprowadzić. Niszczyciel tylko raz burknął na konkurenta po czym grzecznie udał się na dwór.
Wsadziłam go do samochodu i pojechaliśmy nad Wisłę na mały spacer. Nie byliśmy tam już kilka tygodni, dlatego uznałam, że dobrze byłoby odwiedzić to miejsce.
50 dzień po resekcji głowy kości udowej - dalsza rehabilitacja
Demon przez cały dzień był wyjątkowo grzeczny, po południu jak zwykle pojechaliśmy na rehabilitację, gdzie ćwiczył z Panią Małgosią. Poza masażem, rozciąganiem oraz ćwiczeniami z piłką czy przechodzeniem przez płotki Demon pierwszy raz stawił czoło dyskowi balansującemu, który był dla niego niewątpliwie większym wyzwaniem niż zwykły dysk równoważny. Demon szybko załapał o co chodzi i zaczął stawać na nim przednimi łapami, tylnymi staje tylko czasem. Do tego Pani Małgosia ćwiczyła z nim chodzenie do tyłu dzięki, któremu bardziej obciążał łapę.
Chodzenie wspak muszę z nim jeszcze trochę potrenować. Mimo wszystko uważam, że dzisiaj Demon pracował naprawdę ładnie i nawet specjalnie nie utrudniał Fizykoterapeutce zadania. Oczywiście co jakiś czas odchodził i intensywnie węszył w jednym miejscu, ale był to jedyny akt dezercji z jego strony.