Rottweiler

Rottweiler

niedziela, 21 sierpnia 2016

Lisewski Dwór - dzień siódmy


Biały dzik

Od kiedy kiedy jestem w Lisewie słyszałam o białym dziku. Nigdy dotąd nie było mi jednak dane go spotkać. Zawsze siedział schowany w domu i nie wyłaniał się z niego, aż do dzisiejszego przedpołudnia. Gdy Demon przechodził obok wybiegu zatrzymał się na chwilę, żeby go powąchać, po kilku sekundach ruszył jednak w dalszą drogę. 








Po krótkim spacerze spakowałam torbę i zabrałam Demona nad jezioro, ponieważ nasza ulubiona plaża była oblegana przez turystów postanowiłam pójść z nim nieco dalej.  Dzikie plaże w tej okolicy nie należą do rzadkości, toteż następną najbliższą znaleźliśmy zaledwie 100, no może 200 metrów dalej. W prawdzie nie byliśmy na niej sami, ale rodzina, która nocowała w namiotach była od nas odgrodzona nie tylko trzcinami, ale i kanałem wodnym. Przez cały czas miałam jednak wrażenie, że nie są zachwyceni naszą obecnością, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Dzieliło nas jakieś 20 - 30 metrów odległości, ale oczywiście i tak słyszałam niemal każde ich słowo, zwłaszcza, że cały czas jeden przekrzykiwał drugiego. Od czasu do czasu Panowie skarżyli się, że pies im płoszy ryby, Panie natomiast chciały, żeby Panowie przyszli i powiedzieli, że mają tu zarzucone wędki, jednak kiedy zobaczyli Demona nie odważyli się, ani niczego powiedzieć wprost, ani tym bardziej podejść. 

My odpoczywaliśmy i cieszyliśmy się kolejnym dniem wakacji. Oni natomiast marudzili sobie pod nosem. W pewnym momencie podpłynął łodzią jakiś straszy Pan, który grzecznie zapytał czy ryby biorą, okazało się, że od kilku dni Państwo nic nie złapali więc przyczyną ich klęski na pewno nie był Demon. Panowie kazali owemu staruszkowi natychmiast stąd odpłynąć bo pozakładali jakieś urządzenia w wodzie, których oczywiście nie było widać. Tym bardziej nie rozumiałam tego darcia mordy na owego starszego Pana, który tylko grzecznie zaczął rozmowę. Zastanawiam się skąd facet miał niby wiedzieć, że ktoś, coś tam sobie pozakładał skoro tego nie widać. Nie wiem, kompletnie nie rozumiem takich ludzi. Jeszcze bardziej nie rozumiem podejścia w stylu : ''Za ostatnie pieniądze jedziemy na wakacje, śpimy w namiotach rozbitych gdzieś na dziko i jemy tylko i wyłącznie konserwy z puszki''. No, ale jak to mówią każdy ma jakieś hobby. 


























W pewnym momencie pogoda zaczęła się psuć, ewidentnie zbierało się na burzę, ale Demon zachowywał stoicki spokój. Kiedy ja pakowałam nasze rzeczy on w najlepsze wylegiwał się na plaży. Dopiero kiedy zrobiło się naprawdę ciemno Demon podniósł się i ruszył ze mną w stronę samochodu. 






















Po powrocie do hotelu Demon wdrapał się na kanapę stojącą w korytarzu i wcale nie miał zamiaru się z niej ruszyć. Postanowiłam to wykorzystać i zrobić kilka ciekawych zdjęć. 






















Ponieważ dzisiaj w hotelu odbywało się niewielkie wesele postanowiłam jeszcze przed jego rozpoczęciem udać się do restauracji na obiad, który tym razem zjadłam w sali myśliwskiej. Szybko się okazało, że pomysł był całkiem dobrym posunięciem, ponieważ pół godziny później restauracja dla klientów indywidualnych została na jakiś czas wyłączona. 
























Postanowiłam zaszaleć i spróbować czegoś nowego, czegoś czego nigdy wcześniej nie jadłam. Zapytałam kelnerki o Spaghetti Alio Olio. Przyznam, że jak dotąd nie jadłam tego rodzaju spaghetti więc nie bardzo wiedziałam jaki ma smak. Kelnerka odpowiedziała, że jest to spaghetti na ostro z papryczką chili. Stwierdzenie na ostro i z chili bardzo mnie zmyliło. Zamówiłam i niemal natychmiast pożałowałam tej decyzji. Wiele można powiedzieć o tej potrawie, ale na pewno nie to, że jest ostra. Wspomniana papryczka chili w prawdzie w niej występowała, ale w tak śladowych ilościach, że nie mogła nadać tej potrawie, ani odrobiny pikanterii. Potrawa jest mdła, oleista i w zasadzie pozbawiona jakiegokolwiek smaku. Złożona głównie z suchych ziół, kilku pomidorków, makaronu i odrobiny sera. Ja osobiście za pewne nigdy więcej jej nie zamówię. 




Na deser zamówiłam sernik na zimno z lodami i jagodami. Sernik w prawdzie dostałam, ale na pewno nie ten, który zamawiałam. Zaryzykowałam, spróbowałam i hm będę nudna, ale za pierwszym razem zwyczajnie mi nie zasmakował. Kiedy jadłam go po raz drugi smakował mi o wiele bardziej. Widocznie do niektórych potraw trzeba się jednak przekonać. To jedna z takich potraw. Co mi w nim nie pasowało ? Po pierwsze cynamon, po drugie suszone płatki kwiatów, które co chwilę musiałam wypluwać, bo każdy odkrojony kawałek sernika od razu do nich wpadał, a one złośliwie się do niego przyczepiały. Po uregulowaniu rachunku lekko rozczarowana wróciłam do pokoju, żeby chwilę odpocząć przed kolejnym wyjazdem. 








Wieczorem pojechałam z Demonem nad może. Miałam nadzieję, że obejrzymy na plaży zachód słońca. Jednak Demon był nerwowy i zaczął szczekać na każdą napotkaną osobę dlatego, po kilku minutach postanowiłam, że wracamy do ośrodka. Oczywiście droga powrotna zajęła nam ponad godzinę, ponieważ Niszczyciel co kilka metrów kładł się, żeby odpocząć. 
































Po powrocie do hotelu Demon zrobił jeszcze małą rundkę po mini zoo, chwilę posiedział w towarzystwie kucyków, a następnie padł na łóżko i tam właśnie spał niemal do rana. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz